Po co nam Akademia?
Konferencja w środę 11 maja. Zapraszamy.
Po co nam Akademia? To tytułowe zagadnienie, tu, w Akademii brzmi jak prowokacja, niezależnie od okoliczności jego wypowiedzenia. Jednakże, niezależnie od tego subwersywnego gestu zachowuje swój podstawowy wymiar i sens. To zapytywanie o trwałą rację jej bycia, działania i wszelkie okoliczności temu towarzyszące. To także horyzont, w którym chce się ją rozpoznać. Nie jest przecież bez znaczenia, czy w próbach zobaczenia jej źródła pozostaniemy w granicy historycznych akademii sztuki wieku XVII, czy też będziemy mieli odwagę skonfrontować się z jej źródłowym greckim residuum lokowanym w specyficznym zakonie kontemplującym prawdę, czyli drogę duszy odnajdującą drogę do siebie, tj. rzeczywistego bytu identycznego z doskonałością Idei.
To ten właśnie zakład, który w gaju herosa Akademosa erygował Arystokles, znany szerzej pod przezwiskiem Platona i którego całkowite trwanie liczyć należy na blisko 900 lat i którego środkowy okres zwany „średnią akademią” za sprawą Arkezylaosa oznacza wprowadzenie Akademii na tory sceptyckie – odtąd akademik znaczyć będzie sceptyk, to znaczy ten, który nieustająco i wytrwale będzie zadawać pytania, niezależnie od dawanej/uzyskanej odpowiedzi i zawsze gotowy do aktualizowania tego jedynego, które warto zadać, bo nie zawiera presumpcji odpowiedzi we własnej strukturze, a jest nadto pytaniem najprostszym: dia-ti [dlaczego].
Możemy śledzić historyczne zmagania Akademii i jej ewolucję identyfikującą czas – zarówno chronos [jak zawsze to będzie czas aktualnie odmierzany, czas zdarzeń, świadectw bezpośrednich uczestników i bohaterów wydarzających się historii] jak i kairos [czas metafizycznego zakorzenienia, w którym rozpoznajemy nie tylko właściwą chwilę, ale przede wszystkim perspektywę właściwego osadzenia, co nadaje całości legitymację racji bytu]. I wreszcie mamy Akademię praktyki nauczania jako uczelni artystycznej, o państwowej proweniencji i stąd wynikających zobowiązaniach, co do których rokrocznie immatrykulowani adepci studiowania w jej murach są powiadamiani i co rotą wypowiadanej przysięgi potwierdzają. Ostatecznie to bardzo prosto brzmi jako jej zawołanie: Akademia jest po to, by wiedzieć, by umieć i uczyć.
Ale już nie tak prosto przekłada się to na codzienną praxis i w każdych radykalnie zmieniających się okolicznościach przyrody, a dziś, gdy z naszym udziałem dokonuje się transgresja od rzeczywistości atomu do rzeczywistości bitu, czyli gdy to, co nie tak dawno jeszcze wirtualne staje się realnym, a dawniejsze realne dziś musi uznać się za realne realne rozumienia sytuacji i działania nie ułatwia. I do tego dzisiejsza sytuacja sztuki, dla jednych rozpoznawana jako pole ekscytujących idei i konceptów, dla drugich widomy obszar degrengolady, upadku i znak upadania kultury Zachodu od co najmniej stulecia.
Jedno i drugie może się karmić tym, co jest, a Akademia jako miejsce powstawania sztuki i narzędzi jej dotykania ma niezbywalną powinność rozpoznawania tych zjawisk takimi, jakimi są. Stąd jej szczególna rola uruchamiania dyskusji, także w poprzek zawodowych afiliacji i ideowych uwikłań. A nadto niezmiennie Akademia chce być przestrzenią kultywowania przyjaźni i matecznikiem wolnego ducha, bo takie jest jej etyczne zobowiązanie wobec świata. I tylko wtedy wiedzieć, umieć i uczyć zachowuje swój należny sens.
dr Mieczysław Juda, prof. ASP